Foto: Klaudyna Schubert

 

Reżyser teatralny, publicysta, wykładowca, animator kultury. Studiował filologię polską i historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz reżyserię w krakowskiej PWST im. Ludwika Solskiego. Był stypendystą Międzynarodowego Instytutu Teatralnego (Thalia Theater, Hamburg) W latach 1992—2003 pełnił funkcję dyrektora Teatru Śląskiego im. St. Wyspiańskiego w Katowicach, a w latach 2004—2006 Teatru Polskiego we Wrocławiu. W latach 2009—2011 był dyrektorem festiwalu Łódź Czterech Kultur.

W Polsce i za granicą wyreżyserował ponad 50 spektakli. Pracował w teatrze i operze, w radiu i telewizji. Jest też wykładowcą na Wydziale Reżyserii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach oraz scenografii w krakowskiej ASP.

Od października 2012 roku pełni funkcję Dyrektora Naczelnego Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie.

  • Ktoś powiedział, że on ma w sobie „gen muzyki”. Dobrze powiedziane, bo „gen muzyki” to nie jest tylko talent, to nie tylko ta szczególna zdolność interpretacji dzieła, nawet nie tylko jednoczesna łatwość komponowania muzyki i wyrażania jej jako wykonawca. To jest coś o wiele bardziej głębszego: takie pierwotne przekonanie, że ta muzyka musi dotrzeć do publiczności. Wielu jest dyrygentów i solistów, którzy swoje bycie na estradzie podczas koncertu odczuwają poprzez myślenie kim oni sami są w muzyce. Dla Jerzego Maksymiuka muzyka jest przede wszystkim, a może nawet wyłącznie, po to, żeby w jak najpiękniejszej i najbardziej artystycznej formie dotrzeć z nią do publiczności. On emanuje muzyką i ciągle jest mu za mało muzyki. Jego wyjątkowość jest rodzajem eksplozji osobowości poprzez muzykę.

Ale „gen muzyki” to jeszcze coś więcej: on potrafi zadzwonić i zapytać, czy przypadkiem nie trzeba w czymś pomóc. I wówczas już sama rozmowa z nim jest duchową pomocą. Kto potrafi przyjść po wyczerpującej próbie do gabinetu ze słowami: „Zdaje mi się, że dyrektor jest dzisiaj w gorszym humorze. Zaraz to załatwimy.” I siedząc już przy fortepianie postawić żonę obok i powiedzieć: „Jedziemy!” Zagrał romans, pani Ewa zaśpiewała. Po ostatnim akordzie zebrał się do wyjścia i nie pozwolił się zatrzymać nawet chwilę tłumacząc: „My tutaj przyszliśmy tylko zadziałać terapeutycznie”. No i co się wtedy myśli? Czy taki człowiek w ogóle może istnieć? To przecież jakiś nadzwyczajny dar.

Część etapów projektu zrealizowano
w ramach stypendium Ministra Kultury
i Dziedzictwa Narodowego

© 2018 Jacek Waloch | design: Nu Graphics