Taki obrazek, takie początki

 

Kobieta objuczona tobołem ciągnie wózek; taki maleńki wóz drabiniasty. Mężczyzna swój tobół ma przerzucony przez ramię. W ręku dzierży tekturową walizkę. Dziś domyślamy się, że to w niej były skrzypce. Własnoręcznie wykonany instrument. Obok idzie chłopczyk z niewielką torbą. Dziś wiemy, że miał sześć lat, a w torbie były małe skrzypce.

Tyle wiadomo na pewno. Wiadomo jeszcze, że mężczyzna grał na skrzypcach. Nie wiadomo jakie nazwisko nosi zdążająca z Grodna do Białegostoku rodzina. Bo Jerzy Maksymiuk – jak twierdzi wielu moich rozmówców – nie nazywał się wtedy i jeszcze długo potem „Maksymiuk”. Jak się nazywał? Nikt z moich rozmówców nie wiedział. Czy to prawda? Nie wie o tym nawet jego żona, Ewa Piasecka-Maksymiuk.

Kilkakrotnie, zazwyczaj w sytuacjach bardziej towarzyskich, przy kawie, pytałem o początki jego nauki. Wiedziałem Janie Tarasiewiczu, ale odpowiedź zawsze była krótka:

  • O, to był genialny pianista i kompozytor.

Zauważyłem, że moje pytania o okres dzieciństwa, wczesnej młodości i nauki zaczynają budzić irytację Mistrza. Zaniechałem ich zadawania.

 

Na białoruskiej, polskojęzycznej stronie internetowej znalazłem pracę Hanny Kondratiuk,

„W stronę Tarasiewicza”. Kreśląc portret wybitnego, choć u nas uzupełnienie nieznanego, kompozytora i pianisty odnajduje ślady wczesnej młodości Jerzego Maksymiuka.

Dlatego o Janie Tarasiewiczu nie można nie wspomnieć. Zdaniem Anatoliusza Czerpińskiego, lekarza psychiatry z Lublina, to Tarasiewicz nie dopuścił do tego, aby talent Maksymiuka się zmarnował.

Tarasiewicz w Białymstoku pracował w Niższej i Średniej Szkole Muzycznej Heleny Frankiewicz, tej samej, do której uczęszczał Maksymiuk. Był uczniem Zofii Frankiewicz. Jednak tak naprawdę ćwiczył u Tarasiewicza i przyjmował wszystkie jego wskazówki.

Mirosław Kulikowski, skrzypek, który mieszkał z Jerzym Maksymiukiem w jednym pokoju, w Dziekance, domu studenckim Akademii Muzycznej w Warszawie opowiada, że Maksymiuk ćwiczył od 7 rano do 9 wieczorem kładł koc na klawiaturę żeby stłumić dźwięki fortepianu. Ale pięcioro współmieszkańców także chciało ćwiczyć. Maksymiuk dawał im na piwo i nie odchodził od fortepianu.

Po ukończeniu Akademii skrzypek przez wiele lat pracował w orkiestrach symfonicznych w Wenezueli i Kolumbii, gdzie również był wykładowcą w konserwatorium. Później swoją karierę związał z Hiszpanią jest przekonany:

  • Frankiewiczówna nie mogła go ukształtować jako muzyka na lekcjach dwa razy w tygodniu po 45 minut. Przecież on po całych dniach u Tarasiewicza siedział.

Kulikowski wspomina także wizyty Maksymiuka w białostockim domu jego rodziców:

  • Cały czas myślał o graniu. Przyszedł: „Dzień dobry, to siadam do grania”. I grał pięć godzin. Gdy matka podała obiad, to wstawał, zjadał i ćwiczył dalej. Gdy skończył mówił jedynie: „Dziękuję, do widzenia”.

Jan Tarasiewicz pomagał Maksymiukowi pokonać wiele trudności. Sprawił, że artysta został zwolniony ze Służby Polsce. Doskonale wiedział co znaczy dla pianisty kopanie przez dwa miesiące rowów.

Wiele razy chodził do szkoły (średniej muzycznej) i przekonywał dyrekcję, aby Maksymiukowi zorganizowano dodatkowy egzamin końcowy, gdyż ten zapomniał o terminie i pojechał kąpać się nad rzekę. Ale najważniejsze jest chyba to, że osobiście odwiózł Maksymiuka do Warszawy, gdzie trafił do średniej szkoły muzycznej.

Anatoliusz Czerpiński pamięta jak kiedyś Maksymiuk przyjechał z Warszawy. Pochwalił się w gronie towarzyskim, w którym przebywał także Tarasiewicz, jak dobrze poszło mu na egzaminach.

  • To nam coś zagraj. Zobaczymy czego cię w tej Warszawie nauczyli — Zwrócił się Maksymiuka Tarasiewicz.

Maksymiuk chętnie zasiadł do pianina i zagrał utwór Liszta. Tarasiewicz złapał się za głowę:

  • Co ty zrobiłeś z tym utworem?!

Usiadł przy Maksymiuku i długo objaśniał co, w którym miejscu i jak powinien poprawić.

Kim zatem był Jan Tarasiewicz? Nie jest pewne kiedy się urodził. Na płycie nagrobnej widnieje jedynie rok śmierci – 1961 i napis, że żył 69 lat, z zatem powinien się urodzić w 1892 r. Jednak inne źródła podają rok 1886. I nie jest to jedyna sprzeczność w jego życiorysie.

W zasadzie są same sprzeczności. Matka, katoliczka, pochodziła ze starego szlacheckiego rodu Kuszelów, o których w „Ogniem i mieczem” wspomina Henryk Sienkiewicz. Ojciec, prawosławny, był szlachcicem spod Mińska.

Losy Tarasiewicza są tak samo poplątane jak dzieje kresów wschodnich od samego początku ubiegłego stulecia, właściwie do dziś.

Szlachcic mieszkający we dworze w majątku ponad stuhektarowym. Bez talentu do zarządzania. Popadający w długi. Wyprzedający ziemię kawałek po kawałku. Procesujący się latami o błahe nierzadko sprawy. Pierwsza wojna światowa – dwór podupada. Rewolucja Październikowa i konfiskata majątku. Pomieszkuje trochę u swego dawnego ekonoma, potem w niewielkiej chacie. Mówi się, że do tej chaty przyjeżdżali do niego Rachmaninow i Sibelius, ale żadne źródła tego nie potwierdzają. Pewne jest natomiast, że przyjaźnił się z Włodzimierzem Majakowskim i Nikołajem Medtnerem.

Bez wątpienia był wybitnym muzykiem, ale kiedy los doprowadził go w końcu do Białegostoku nie mógł znaleźć pracy. Siostry Frankiewiczówny go nie lubiły. One mu zazdrościły – jak można doczytać się w publikacji Hanny Kondriatuk – miały w Białymstoku wielkie wpływy i uważały, że to one są najlepsze. Grał więc hotelowej restauracji „do kotleta”. W końcu został zatrudniony w Niższej i Średniej Szkole Muzycznej. Tam dostrzegł Maksymiuka.

Nie też najmniejszych wątpliwości, że był także utalentowanym kompozytorem. Muzykolodzy znający jego twórczość uważają, że współbrzmi ze szkołą rosyjską przełomu XIX i XX wieków. Przypomina Aleksandra Skriabina i Nikołaja Medtnera. Tarasiewicz jest zarazem romantykiem i ekspresjonistą. Jest oryginalny, wyraża przestrzeń kultury Wielkiego Księstwa Litewskiego, łączy klasykę i regionalizm.

Jan Tarasiewicz zadedykował Jerzemu Maksymiukowi kilka utworów. Istnieją nagrania Tarasiewicza w wykonaniu Maksymiuka.

Gdzie szukać partytur Jana Tarasiewicza? O tym wie jedynie Anatoliusz Czerpiński.

Całe archiwum Tarasiewicza przechowywał przez 32 lata właśnie Czerpiński. Zamierzał przekazać je we właściwe miejsce. Rozmawiał w Białymstoku z wykładowcami szkoły muzycznej. Zostawił tam kilka utworów, ale w ogóle nie było żadnego sygnału świadczącego o ich zainteresowaniu. Więc pomyślał o Białorusi. Dlaczego? Bo wiedział, że większość utworów jest napisana na motywach pieśni białoruskich.

Cała zachowana w nutach twórczość Tarasiewicza znalazła się w Mińsku. 111 utworów. Bardzo różnorodnych. Utwory fortepianowe, takie jak „Album dziecięcy”, dwie suity, „Wielki walc ‒ sonata”, cykl preludiów, mazurki, etiudy, polki, „Tarantella”, utwory chóralne, romanse na motywach wierszy białoruskich i rosyjskich, utwory kameralne na instrumenty strunowe, ensemble.

Czy taka była wola Tarasiewicza? W testamencie Tarasiewicz ani słowem nie wspomina o zadysponowaniu swoim dorobku twórczym.

Anatoliusz Czerpiński uważa, że jedynie na Białorusi, z uwagi na tło historyczne i estetyczne, kompozytor miał szansę na zrozumienie, a tym samym na odrodzenie.

Bardzo mu zależało, aby muzyka Tarasiewicza żyła, żeby ją grano i słuchano. Jest szczęśliwy, że na Białorusi tak entuzjastycznie przyjęto twórczość Jana Tarasiewicza.

Przekazał wszystko, co było w archiwum profesora oprócz jednego utworu: ostatniego koncertu fortepianowego. Tarasiewicz nie zdążył go ukończyć. Były dwie części i należało stworzyć trzecią. Ten utwór wziął Maksymiuk, aby dopisać ostatnią część.

- Maksymiuk obiecał, że go dokończy i chyba zapomniał. – Próbuje tłumaczyć Mistrza Anatoliusz Czerpiński.

W 1961 r. kiedy zmarł Jan Tarasiewicz, Jerzy Maksymiuk został zwycięzcą pierwszej edycji Ogólnopolskiego Konkursu Pianistycznego im. Ignacego Jana Paderewskiego (obecnie Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Ignacego Jana Paderewskiego). Jan Tarasiewicz mówił, że pianistą nigdy nie będzie, bo ma za małe dłonie.

Część etapów projektu zrealizowano
w ramach stypendium Ministra Kultury
i Dziedzictwa Narodowego

© 2018 Jacek Waloch | design: Nu Graphics