żona i menedżer Jerzego Maksymiuka. Miałem okazję obserwować ją w obu rolach przez 12 miesięcy.

Jako żona zaprojektowała wnętrze wspólnego mieszkania tak, aby tuż po wejściu było oczywiste, „że jest to mieszkanie Maksymiuka-artysty”, a jednocześnie żeby on sam czuł się w nim jak dyrygent, kompozytor i pianista mogący komfortowo pracować.

Dba – jak mówi – „żeby nie wyszedł w dwóch różnych butach, co się zdarzało”. Jako kobieta z wielką klasą i dogłębnym poczuciem stylu dba o ubrania dyrygenta. Razem chodzą do krawca. Nie słyszałem tego, ale jestem niemal pewien, że ostatnie słowo podczas przymiarki, należy do niej. Towarzyszy przy wszelkich innych zakupach, które mają związek z wizerunkiem Jerzego Maksymiuka. Konsekwentnie i stanowczo dba o dietę męża; to mogłem zaobserwować. Pilnuje, aby nie wstawał w nocy i nie siadał do fortepianu z papierem nutowym. Jest kierowcą wiozącym męża na próby, spotkania, uroczystości a także na koncerty do miast odległych nieraz o setki kilometrów. Nie rezygnuje z własnego zdania w wielu kwestiach dotyczących nie tylko wspólnego życia, ale też zawodowych. Jeśli mąż mówi, że jest „A”, a zdaniem żony jest „B”, to nigdy bezwolnie nie zgodzi się na „A”.

Właściwie cienka linia oddziela rolę żony od sprawnego menedżera artysty. Porusza się swobodnie w różnych obszarach. Przede wszystkim w sferze komunikacji elektronicznej. Na niej bowiem spoczywają obowiązki ustalania wszelkich terminów, rezerwacji, zakupu biletów i cała logistyka wyjazdów. Będąc wcześniej dziennikarką specjalizującą się w wywiadach (często wywołujących szeroki odzew) obdarzona jest wiedzą dotyczącą mechanizmów funkcjonowania mediów. Wieloletnie doświadczenie dziennikarskie to również silna pozycja w wielu środowiskach i umiejętność prowadzenia trudnych, zazwyczaj, rozmów z osobami, od których zależą ważne dla artysty decyzje.

Mając – jak mówi – „pazur pedagogiczny” oraz wrodzoną muzykalność potrafi skutecznie zadbać o przebieg próby. Zdarza się, że podchodzi do podium dyrygenta, szarpnie go za nogawkę i powie: „masz godzinę do końca próby, a ty grzebiesz się w tym jednym szczególe”. Niektórzy muzycy uznają to za ewidentne naruszenie pewnego „sacrum” próby i dyrygenta. Inni podchodzą po próbie i właśnie za to dziękują. Bywa, że łagodzi nadmierne emocje Jerzego Maksymiuka, które bywają źle postrzegane przez orkiestrę lub konkretnych muzyków.

Część etapów projektu zrealizowano
w ramach stypendium Ministra Kultury
i Dziedzictwa Narodowego

© 2018 Jacek Waloch | design: Nu Graphics