Drzewa

 

Na scenie Jerzy Maksymiuk siedzi sam. Wśród poustawianych pulpitów z rozłożonymi nutami i pośród samotnych kontrabasów. Gra na fortepianie. Repertuar jego własnych wariacji na tematy z różnych utworów i różnych kompozytorów jest i niezwykły i bogaty.

Od okolicznościowych „Sto lat” i „Happy Birthday”, poprzez charlestony, romanse, motywy Bacha, Rachmaninowa i Szostakowicza, po cykl, który nazywa „Chopiniana”.

Jest skupiony i jakby nie zauważa, że publiczność zaczyna już wypełnić salę koncertową Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy. W zastanej sytuacji publiczność stara bezszelestnie zajmować swoje miejsca. Na koncercie wystąpi w potrójnej roli: dyrygenta, kompozytora i pianisty. To znakomity pomysł dyrekcji FP.

Maksymiuk jest obdarzony wyjątkowym poczuciem czasu. To m.in. doświadczenia ze skomponowanej muzyki do 115 filmów, kiedy 1 sekunda jest ważna. Ale także odruch przywieziony z Wielkiej Brytanii.

Wstaje od instrumentu na moment, kiedy wchodzi orkiestra. Nigdy nie dopuszcza do sytuacji, aby melomani zbyt długo czekali na pojawienie się dyrygenta. Ci słuchacze, którzy uczestniczyli w kilku koncertach prowadzonych przez Maestro wiedzą, że wcale nie tak rzadko, lubi zwrócić się do publiczności i wypowiedzieć parę zdań.

  • Wiecie Państwo, dlaczego tak bardzo lubię przyjeżdżać do Bydgoszczy? — Zwraca się do sali — Nie chciałbym, aby obraziła się na mnie ta znakomita orkiestra. — Gestem wskazuje na muzyków. — Ani dyrekcja jednej z najlepszych sal koncertowych i Filharmonii. Ale do Bydgoszczy lubię przyjeżdżać z powodu drzew. Tych właśnie, które rosną wokół gmachu w którym jesteśmy. Przychodzę do tego parku jakieś półtorej godziny przed koncertem. I przebywam wśród tych wspaniałych drzew. Lubię być wśród drzew o każdej porze roku i dnia. Wtedy przychodzą różne refleksje, które później układają się w tematy, frazy, aż do całych utworów.

Gromkie brawa. Batuta do góry. I cisza wypełnia całą przestrzeń.

***

Drzewo bywa tematem utworów skomponowanych przez Mistrza. Najbardziej znanym jest z pewnością „Arbor vitae”. Utwór zamówiony u kompozytora przez Radio Białystok.

Podczas komponowania tego dzieła rozpoczęła współpraca Mistrza z music designerem, wiolonczelistą i kompozytorem, Jerzym Wołochowiczem.

„Arbor vitae”. Istotę tego dzieła – ze wszystkich znanych mi publikacji i recenzji — najpełniej przedstawił Adam Walaciński w recenzji opublikowanej w „Dzienniku Polskim” z dnia 02.03.2004:

„Arbor vitae” (Drzewo życia) jest dużą kompozycją na cztery głosy solo, chór i orkiestrę, ale nie jest to tradycyjna kantata.

Nie ma tu solowych arii ani podziału na części, forma kształtuje się swobodnie i spontanicznie jak drzewo pnące się w górę (…)

Kompozytor (…) zestawił pojedyncze zdania i słowa w różnych językach, od łacińskich nazw drzew do greckich tytułów utworów zmarłego już wybitnego kompozytora awangardowego Iannisa Xenakisa.

„Arbor vitae” jest właściwie autobiograficznym utworem programowym. (...)

Powraca do „swojego miejsca pod słońcem”, białostockiej „małej ojczyzny”, a potem snuje refleksje nad tym, jak wzrastało i kształtowało się jego „drzewo życia”.

Utworem chętnie wykonywanym przez Jerzego Maksymiuka z drzewem w tle jest jego kompozycja „Liście gdzieniegdzie spadające”.

  • W przypadku Mistrza jest parę rzeczy niezwykłych; ja uważam, że w paru przypadkach poległem. — Nawiązuje do „Liści…” J. Wołochowicz – Patrząc na partyturę nie widziałem nic. Kompletnie nic. Tam nic nie było. I nic nie mogło być. Po jakimś czasie Mistrz przysłał mi nagranie. Oniemiałem.

Jak on to robi? To pytanie zadaje sobie wiele osób ‒ jak to się dzieje, według jakiego prawidła, że inny pianista nie jest w stanie z partytury Pana Jerzego niczego wykrzesać, że inny dyrygent patrząc na te same nuty zagubi się w chaosie, a Mistrz z tego samego materiału nutowego wydobywa tyle współbrzmień w takiej harmonii?

Jerzy Wołochowicz włącza nagranie i zastrzega:

  • Czytelnik tego nie usłyszy. To chociaż pokrótce opowiedzmy. Struktura tego utworu jest taka: na dole jest bas, zaczyna się melodia skrzypiec... Po 4 tygodniach mi powiedział, że jest to melodia piosenki ukraińskiej śpiewanej na podwórku, którą słyszał jako małe dziecko w okolicach Grodna, i która chodzi za nim przez całe życie. Tu jest dwa razy wolniej grana. Charakterystyczne są altówki, tak grające dają potężną barwę całemu zespołowi, ale taką barwę wydobyć potrafi tylko Maksymiuk. Brzmienie altówek, to często jego znak rozpoznawczy, herb.

Część etapów projektu zrealizowano
w ramach stypendium Ministra Kultury
i Dziedzictwa Narodowego

© 2018 Jacek Waloch | design: Nu Graphics